Moją wyprawę do Irlandii rozpocząłem w piątek, 26 sierpnia 2016 roku, na lotnisku w Poznaniu. Samolotem tanich linii lotniczych doleciałem do Dublina, stolicy Zielonej Wyspy. Pochodziłem trochę po mieście, co krok słysząc rozmowy rodaków w dość dobrze znanym mi języku ojczystym. Ponieważ miałem zamiar dotrzeć do miejsca docelowego mojej wyprawy, miasta Galway na zachodnim wybrzeżu Irlandii, podróżując pociągami, autobusami a przede wszystkim autostopem, znalazłem dworzec kolejowy i wsiadłem w pierwszy pociąg jadący na zachód. Przejechałem kilka stacji aby wydostać się poza miasto, następnie z pomocą miejscowej ludności tubylczej znalazłem w miarę ruchliwą drogę. Stanąłem na poboczu czekając na życzliwego kierowcę. Znalazł się taki po godzinie i zabrał mnie w trasę. Po jakimś czasie musiałem zmienić samochód, który pod wieczór zawiózł mnie do miasteczka Athlone w środkowej Irlandii. Miasteczko ciekawe, z zamkiem nad szeroką rzeką Shannone. Robiło się późno więc znalazłem tu sobie nocleg typu „bed and breakfast”. Nazajutrz wyruszyłem w drogę do Galway, gdzie zawiozło mnie kolejno dwóch sympatycznych kierowców. Mile wspominam rozmowy z irlandzkimi kierowcami, choć nie zawsze wszystko rozumiałem.
Do Galway, dużego miasta akademickiego, dotarłem w sobotę w południe. Mieści się tu Galway Cultural Institute, gdzie miałem, jako uczestnik programu „Erasmus plus”, wziąć udział w dwutygodniowym kursie języka angielskiego. Miasto pełne młodych ludzi, sami studenci, ja byłem jednym z najstarszych kursantów.
Zakwaterowałem się w pokoju gościnnym w centrum miasta, zrobiłem małe zakupy. Następnego dnia, w niedzielę, pojechałem autobusem na wybrzeże Atlantyku obejrzeć „Cliffs of Moher”, wysokie i strome klify nad błękitnym Oceanem Atlantyckim. Pogoda na szczęście dopisała, co nie jest tu takie oczywiste.
W poniedziałek rano o ósmej zameldowałem się w mojej „szkole”. Na początek rozmowa kwalifikacyjna i przydział do grupy poziom C1. W grupie obsada międzynarodowa, sami młodzi ludzie poniżej dwudziestki.
Brazylijczyk, Włoch, Szwajcarka, Słowenka, Czeszka, Francuz i jeszcze kilku przedstawicieli różnych krajów.
Dwa tygodnie zajęć angielskiego były dla mnie nie lada wyzwaniem. Młodzi byli lepsi ode mnie, musiałem się naprawdę starać, aby dotrzymać im kroku. Ćwiczyliśmy gramatykę, a przede wszystkim konwersację. Poznaliśmy na zajęciach również historię Irlandii i jej długą drogę do niepodległości. Dużo mi też dały bezpośrednie rozmowy z innymi studentami, również po zajęciach.
Po pierwszym tygodniu zajęć GCI zorganizował nam wycieczkę do ciekawych miejsc w okolicy Galway. Zwiedziliśmy kilka irlandzkich zamków, obejrzeliśmy fiordy nad Atlantykiem, zabytki irlandzkiej architektury. No i mnóstwo baranów i owiec na drogach i pastwiskach.
Pod koniec drugiego tygodnia zajęć w GCI odbył się egzamin sprawdzający nasze postępy w szlifowaniu angielskiego. Zdałem i otrzymałem stosowny certyfikat: General English, level C1. Dla mnie ważniejsze,
że przez te dwa tygodnie oswoiłem się z żywym angielskim językiem, spędziłem trochę czasu z młodymi ludźmi rozmawiając z nimi po angielsku. Podczas kilku wizyt w irlandzkich pubach i muzeach poznałem, przynajmniej w części, irlandzką kulturę, muzykę i codzienny sposób na życie Irlandczyków.
W podróż powrotną do Polski wyruszyłem w sobotę, 10 września. Nazajutrz wylądowałem na lotnisku
w Poznaniu, gdzie czekała na mnie moja rodzina w komplecie, czyli żona i dwóch synów.
Uważam, że te dwa tygodnie spędzone w Irlandii to był dla mnie dobrze wykorzystany czas. Usprawniłem mój angielski, wykorzystam to z pewnością w mojej pracy zawodowej jak i w życiu prywatnym.
A przede wszystkim, jak wielu przede mną, poddałem się urokowi Zielonej Wyspy. Kiedyś na pewno tu wrócę.
Mr Cezary Popiel
September 2016
zobacz zdjęcia |